W Muzeum Literatury

... niestety, dość kiczowate przedsięwzięcie pasjonata sztuki, pochodzącego z dolin społecznych Bielska, a zafascynowanego, nie wiedzieć czemu akurat twórczością Reymonta. Nijak nie pasuje imć Reymont do Bielska... Szlachetne świry powinny mieć miejsce w naszej rzeczywistości, ale kasa na ich kulturalne wybryki powinna znaleźć się w prywatnych kieszeniach. JEDNAK!!!, co trzeba podkreślić, podstawowe koszty egzystencji takich głupawych, acz fascynujących swym pierwotnym dążeniem do sztuki wyższej realizacje MUSZĄ znaleźć zrozumienie u władz MIASTA!!! Więc apeluję do Magistratu: zapłaćcie mu za ogrzewanie, wodę i prąd w tej Jego świątyni! O resztę niech zabiega sam.

Jestem zachwycony tym niezwykłym muzeum i jego niezmordowanym twórcą - Tadeuszem Modrzejewskim.

Dziękuję za ten głos. Myślę podobnie, dobrze że w naszym mieście jest również miejsce dla ludzi, powiedzmy, nieco odmiennych, bo społeczność miasta to nie trawnik równo przystrzyżony. Inicjatywy, takie jak ta, i stosunek do nich samorządu i mieszkańców miasta - w jakiś sposób opisują społeczność naszego miasta.

Przecież na liście miejsc wartych zwiedzenia w przewodniku po Bielsku-Białej jego muzeum zajmuje również swoje miejsce. Więc skoro sie chwalimy czymś co jest ciekawe ( oczywiscie nie dla wszystkich ) to wypadałoby te podstawy jak pisze mors1 opłacić czyli: prąd wode gaz Co mi sie niespodobało w wypowiedzi pana mors1 cytuję: dość kiczowate przedsięwzięcie pasjonata sztuki, pochodzącego z dolin społecznych Bielska Myslę że pochodzenie nie ma znaczenia czy z dolin czy z wyżyn

... pierwszemu dziękuję za reprymendę całkowicie uzasadnioną, a drugiego proszę o usunięcie słów "pochodzącego z dolin społecznych Bielska, a".

Niestety nie modyfikujemy komentarzy, gdyż system nie ma takich możliwości

Dlaczego usuwać,ja się z tym czuję dobrze:-) a jestem:-)

Ekspozycja reymontowska na ul. Pankiewicza może budzić zachwyt. Jednak ten zachwyt nie powinien przysłaniać faktów. A fakty są takie, że działalności pana Modrzejewskiego, niestety, nie można podciągnąć pod muzealnictwo. I to z prostego powodu. Rzeczona ekspozycja nie posiada jednego, niezwykle istotnego w muzealnictwie aspektu: edukacyjnego. Młody człowiek wchodząc do tej świątyni sztuki, obcując niewątpliwie z kulturą wysoką, wychodzi z tej świątyni niewiele bogatszy w wiedzę. Wie wprawdzie, że Reymont napisał wiele ważnych dla kultury polskiej dzieł, ale kiedy, gdzie, po co, dlaczego, z jakim skutkiem - tego się ów młody człowiek w "Muzeum" pana Modrzejewskiego nie dowie. Przynajmniej nie z ekspozycji. Brakuje tam bowiem faktów. Brakuje dat i konkretów, brakuje wiedzy. Samymi emocjami (choćby były najżarliwsze) nie da się tego zastąpić. To jednoznacznie skreśla ekspozycję pana Modrzejewskiego z listy muzeów i - co w tym przypadku ma chyba zasadnicze znaczenie - pozbawia raczej możliwości ubiegania się o pomoc miasta na taki właśnie cel.

Myślę, że istotą sprawy nie jest: czy to jest muzeum, czy nie muzeum. Możliwe są bardzo różne formy pomocy. Pan M. może być tam np. dozorcą, sprzedawcą pamiątek czy wydawnictw miejskich, konserwatorem, przewodnikiem itp itd. Lokal może być wykorzystany jako sklepik z gadżetami miejskimi itp. Zapewne nie trzeba być geniuszem, by wymyślić rozwiązanie. Prezydent miasta jest specjalistą od pokonywania oporu materii i jeśli tylko zechce, potrafi zmusić urzędników do rozwiązywania o wiele trudniejszych problemów.